niedziela, 25 listopada 2012

Łódzkie wycieczki

W Łodzi "bywałam" w dzieciństwie, przejazdem co dwa lata zwiedzając ją w drodze nad morze. Tym razem stała się celem mojej wyprawy, może nie tyle sama Łódź, co Atlas Arena. Ale o tym w następnym poście...
Spałyśmy w hotelu Focus, przerobionym - jak chyba 3/4 hoteli, hosteli, knajp i centrów handlowych w Łodzi - ze starej fabryki. Hotel jest faktycznie położony blisko zarówno Areny jak i Piotrkowskiej, w oba miejsca można spokojnie dojść piechotą jak i dotrzeć przy pomocy komunikacji miejskiej. Na wielki plus - superhiperwygodne łóżka, co nie było bez znaczenia gdy wróciłam po koncercie połamana i obolała jak chińskie osiem. Zakochałam się w olbrzymich oknach z duużym parapetem, od razu było to moje ulubione miejsce do siedzenia ;) Hotel z zewnątrz wygląda właśnie tak:
Łódź nazwałabym miastem kontrastów; przy tej samej ulicy stoją pięknie odnowione budynki instytucji, a kilka metrów dalej zrujnowane kamienice...O 9 rano, w sobotni listopadowy poranek, nie stwarza najcieplejszego wrażenia.
Rzut oka na drugą stronę tej samej ulicy:
Budynek z lecznicą zwierząt...;)
Uderzyła mnie liczba opuszczonych mieszkań w kamienicach. Większość z nich jest niezamieszkała...
W Łodzi, na co zwróciłam uwagę już rok temu w drodze nad morze, mają dużo ładnych murali. Zarówno tych z epoki PRLu...
...jak i całkiem nowoczesnych
I takie całkiem Łodziowotematyczne
W drodze na Piotrkowską...
Sama Piotrkowska w sobotę rano jest raczej wymarła, ale ten sam widok zapewne spotyka przechodnia na krakowskiej Floriańskiej o tej porze ;) Widać że jest to zdecydowanie najbardziej reprezentatywna i przygotowana na turystów i zwiedzających część miasta. Przede wszystkim, co chyba najbardziej odróżnia ją w znaczącym stopniu od reszty miasta, jest czysta
Studium Juliana Tuwima z dźwigiem w tle
Symetria
Jeden z ciekawszych budynków...
Na kamienicy - zasłużeni dla Łodzi. Pod stopami - gwiazdy. Zaklejone gumami do żucia.
Hotel Grand
Jak każda szanująca się faszionelka zahaczyłam o miejscowe centrum lansu, Manufakturą zwane. Manufaktura, królestwo luksusu i komfortu, jest oddalona o 5 (czy tam cztery) przystanki autobusu linii 99, względnie 99A jeśli macie bardzo wysokie obcasy i potrzebujecie autobusu niskopodłogowego. Centrum handlowe wygląda tak nierealnie w kontraście do zrujnowanych fabryk i zniszczonych kamienic, że porównałabym je śmiało do umieszczonej tam przypadkowo makiety miasteczka pełniącej rolę planu filmowego. Ale bramę to ma epicką.
 Literki są dość spore. No, na tyle że bez  problemów umościłam się wygodnie wewnątrz brzuchatego A ;-)
Na terenie samego Centrum Handlowego (powiedziałabym raczej że to odrębne miasto wewnątrz miasta) są dwie restauracje Magdy Gessler, kino, hotel, Alma, Cepelia i tysiąc pięćset innych sklepów w pasażu handlowym. A teraz nawet jest lodowisko.
Plac jest na tyle duży, że jakby kogoś osłabiło (czy z powodu ilości sklepów, czy pieniędzy pozostałych na koncie po wyjściu z galerii) to może się przejechać z jednego końca centrum na drugie Tramem. ALE Tramem.
I taki tam rzut na plac z góry:
Podsumowując : może trafiłam na zły czas, może bury listopad i nieciekawa godzina do zwiedzania akurat sprawiły że taką a nie inną Łódź zobaczyłam. Skojarzyła mi się raczej ze smutnym miastem, gdzie wśród zaniedbanych albo wręcz zrujnowanych kamienic wyrastają nowoczesne budowle, gdzie niewiele elementów do siebie pasuje, a przede wszystkim...gdzie trzeba robić slalom na chodnikach, bo nigdy się nie wie na co człowiek butem trafi... Widać na pierwszy rzut oka, że Piotrkowska pełni rolę "bulwaru" i serca miasta, a reszta tkwi w cieniu. Ciekawe jest wykorzystanie większości kawałków wolnego muru i zamalowywanie ich graffiti. Ładnym graffiti. Tego w Łodzi jest akurat dużo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz