środa, 24 sierpnia 2011

Co się dzieje gdy...

No właśnie.
Co się dzieje, gdy w jednym miejscu zjadą się 144 Fiaty 126p?
Nie liczyłabym na waszym miejscu na to, że zdołacie na przykład, uśpić wtedy dziecko.
Albo że przejdzie wam rozsadzająca od rana głowę migrena.
Nie wybrałabym się też w takie miejsce, żeby pooddychać świeżym powietrzem.
Ale jeśli chcecie naładować akumulatory pozytywną energią i pooddychać - spalinami, unoszącą się w powietrzu pasją i zapałem do działania - warto jest się w takie miejsce wybrać.
8 Ogólnopolski Zlot Fiata 126p w tym roku odbywał się w Toruniu i trafiłam na niego, jak na wszystkie imprezy podczas tegorocznych wakacji, całkowitym przypadkiem. "Malczan", "Wynalazek" czy też "Pierdolot" jak to niektórzy poetycko nazywają to Cudo Polskiej Motoryzacji jest chyba już na chwilę obecną obiektem wręcz muzealnym, a na pewno nośnikiem tysięcy wspomnień. Jak powiedział jeden z uczestników zlotu - to jest wóz kultowy. Wszyscy nasi rodzice kiedyś jeździli maluchami. Nie wiem czy wszycy, ale przygoda z motoryzacją u mnie w domu rozpoczęła się właśnie od dwóch Małych Fiatów, ba, nawet odbyliśmy nimi dwukrotnie podróż nad Bałtyk ;) Co teraz jawi się jako coś kompletnie abstracyjnego, i pakując ostatnio samochód na wyjazd nie przestawałam sobie zadawać pytania jakim cudem udało nam się kiedyś upchnąć wszystkie te klamoty do samochodu stanowiącego ok. 1/2 wielkości naszego obecnego pojazdu ;)
Na chwilę obecną Maluch to już nie jest samochód - to styl życia, pasja, poświęcenie. Każdy właściciel ma jakiś pomysł na swój samochód, każdy w jakiś sposób chce go "odpicować". Spotkałam perełki, spotkałam wóz w kolorze identycznym z naszym pierwszym, co wyzwoliło od razu machinę wspomnień ;) i przy okazji, trafiłam na ślub organizatora zlotu :D Coś niesamowitego - zobaczyć kolumnę 144 Maluchów jadących na Toruńską Starówkę.
Taki orszak weselny...to już coś ;)
Były Porszaki...
...i Abarth
Były kanarkowe kabriolety:

i kabrio w kolorze butelkowej zieleni, którego kierowca do złudzenia przypomina mi Gienka Loskę:
Byli i tacy, którzy dla fotografowania narażali zdrowie :D

Łubu dubu, łubu dubu, niech żyje nam prezes naszego klubu. Niech żyje nam. To śpiewałem ja – Jarząbek.  Przyznać się, kto nie pomyślał o tym kultowym cytacie widząc ten pojazd? ;)

Była nawet ekipa z Węgier, bardzo zresztą rozśpiewana ;)

I moi, przyznam się bez bicia, ulubieńcy - Pani w bistorach i ze stosownym make-upem (kto oglądał "Ile waży koń trojański" pewnie wie, co mam na myśli):


I mój absolutny faworyt!

(beret z antenką loff)

4 komentarze:

  1. i teraz żałuję, że nie widziałam tego na własne oczy, ale mam nadzieję, że to się powtórzy :) wtedy będę na pewno!

    OdpowiedzUsuń
  2. Areven ale strasznie blisko mojego domu byłaś :) Codziennie idąc do pracy mijam ten plac budowy hotelu :)

    OdpowiedzUsuń