Od Kudowy jest oddalone o około 30 kilometrów, a droga raczej nie powinna sprawiać problemu. Można wspomagać się giepeesem, nie wyjedziecie na polance pośrodku lasu.
Wydatek na dobry początek to jednorazowa opłata za parking. Ceny za wstęp są porównywalne do tych w Polsce, a trasa jest jednak bardziej przyjazna niewprawnym piechurom (czyli możliwe, że i nudna dla tych przygotowanych na jakieś szokujące wrażenia i wspinaczki wymagające pomocy łańcuchów). W japonkach jednak nie polecam, a uwierzcie, sporo takich kwiatków się po drodze widziało...
Przy samym wejściu jest jezioro, i samo jego obejście (jeśli ma się w ogóle na to ochotę) to już kawałek drogi. Można też popływać, zapewne za jakąś stosowną opłatą. Największym braniem, zwłaszcza wśród turystów U7 cieszą się i tak kaczki.
Skały są po prostu monumentalne. Dodatkowy tip na drogę - łatwo można się podłączyć pod zorganizowane wycieczki z przewodnikami mówiącymi po polsku. (Wycieczek z przewodnikiem indywidualnych, z tego co mi wiadomo, nie organizują) Polecam, bo sporo skał nie jest oznaczonych i można je łatwo pominąć...
Organki na przykład
Nie ma jednak miejsc idealnych, i minusem Skalnego Miasta są tłumy ludzi. Przez swoją atrakcyjność przyciąga znacznie więcej turystów niż Szczeliniec, i to są autentyczne hordy ludzi. Co dobrze widać na tym zdjęciu zresztą...W oddali, jeśli gdzieś zauważycie między ludźmi, znajduje się brama. I wierzcie lub nie, ale równo z jej przekroczeniem temperatura gwałtownie spada ;)
A spada dlatego, że wchodzi się w labirynt pomiędzy skałami. I to bardzo, bardzo pomiędzy skałami. Tu widać to chyba całkiem nieźle ;)
Góry Skaliste made in Czech Republic
Najciekawszym (przynajmniej dla mnie) punktem trasy jest wodospad - ukryty wśród skał. Piękne :)
i w kolorze, bo się zdecydować nie mogę
Docelowo wędrówka prowadzi do jeziorka, które zapewne jest czymś w rodzaju naszego Morskiego Oka. Piszę zapewne, bo jedyną dostępną tam atrakcją jest rejs łódeczką (która ponoć jest w wątpliwej kondycji), a to kompletnie nie leży w kręgu naszych ulubionych rozrywek. Biorąc (niesłusznie) za dobrą wskazówkę drogowskaz prowadzący gdzieś w nieokreśloną górę, z napisem "do jeziorka" postanowiliśmy sprawdzić czy da się do zbiornika wodnego dojść ot tak po prostu, nie chcąc po nim pływać. No i poszliśmy.
Droga jest a i owszem, bardzo ciekawa, a krajobraz urozmaicony...
Ścieżki zgrabnie wkomponowane w głazy narzutowe i inne okoliczności przyrody
Potem się schodzi po jakimś miliardzie schodów. Autentycznie.
No dobra, po stu na pewno!
Na dole, co się okazuje, jest dziwny zbiornik z wodą o kolorze brunatnoczarnym, wątpliwym zapachu, ale dającą całkiem gustowne odbicie
A skoro już zeszliśmy po miliardzie schodów to teraz pora na nie wejść po drugiej stronie, ale po co komu drabina wyposażona w szczeble, skoro wchodzenie po takiej bez nich to +100 punktów do sprawności?
HA! I tu następuje plot twist. Na drodze pojawia się przemiły pan z GOPR-u z plecakiem większym od niego, prowadzący na wędrówkę kolonijną grupę. A my dowiadujemy się, że jesteśmy w połowie drogi, ale nie do jeziorka, tylko do sąsiedniej miejscowości.
Mając do wyboru albo wrócić się jeszcze przez godzinę prawie tą samą drogą albo iść trzy i w końcu dotrzeć na parking, jednak zawróciliśmy ;) Niezupełnie wraca się tak samo - w pewnym momencie odbija się w lewo (?), chyba w lewo, i ma się przed sobą jeszcze kilkadziesiąt minut wędrówki.
A po drodze - na przykład Starosta ze Starościną ;)
Taki tam widoczek, ale widzicie tą skałę naprzeciwko? No centralnie :D
Jak każdy szanujący się rezerwat i ten ma swoje suweniry, nie wiem tylko skąd ten Indian i jaki to niby szczep zamieszkuje te czeskie pagórki
A to już takie chatki po drodze
Po drodze zajrzeliśmy też do miasteczka...(Hronov, zdaje się?)
A na koniec...moje ukochane czeskie znaki drogowe.
Pozor! Moonwalk!
Czeskie samochody nie wpadają w poślizg. One od razu wylatują poza orbitę :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz