Targi są zlokalizowane w łatwo dostępnym miejscu (przynajmniej dla mnie), choć uważam za gigantyczny nietakt, tak, właśnie NIETAKT fakt, że miasto Kraków zapragnęło właśnie w ten weekend poprawiać tory. Czy cokolwiek, ale wymagające jazdy dookoła całego Starego Miasta, by pokonać trasę którą normalnie tramwajem przejeżdża się w trzy minuty. Pech chciał, że akurat w sobotę musiałam pojechać wydrukować sto(s) kartek na zajęcia i znalazłam się w ścisłym centrum. Dojazd 14 na przystanek Centralna zajął mi chyba z godzinę. Ale przynajmniej siedziałam (luksus wsiadania baardzo daleko). Na ostatnim przystanku przed targami ludzie dopychali się na siłę, byle tylko wsiąść. "Pan wejdzie tu wyżej bo sie drzwi nie zamkno!" i tego typu metody przechytrzenia maszyny. Ale pojechaliśmy.
Nigdy wcześniej nie byłam na Targach Książki i miałam nawet wątpliwości czy aby trafię na te hale (ale w końcu zawsze można iść za tłumem) ale kolejka była widoczna bez większych problemów już z tramwaju. Jeśli ktoś kiedyś był w tamtych okolicach, to kolejka pierwszego dnia zakręcała za lecznicę. Nie zrobiłam zdjęcia, bo tak bardzo się spieszyłam żeby zdążyć przed tabunem ludzi z tramwaju, chociaż co bardziej krzepkie staruszki i tak mnie wyprzedziły. Tak było w połowie drogi...
Wieelki minus ode mnie za opłatę przy wstępie. I nie chodzi o to, że muszę zapłacić te symboliczne 5 zł - ok, w końcu to 5 zł i za tę samą cenę miałabym ze dwie tabliczki kiepskiej czekolady, ale o fakt, że płaci się za każdorazowe wejście na teren targów. Co oznacza, że jeśli wyjdziecie, bo nie satysfakcjonuje was kilometrowa kolejka po obiad, i pójdziecie na pobliską stację benzynową, to ponowne wejście kosztuje was znów 5zł. Lub 7, jeśli nie przysługuje wam bilet ulgowy. Toteż, jeśli się zagapicie i będziecie szli w stronę świeżego powietrza, to znajdziecie się na świeżym powietrzu i z dylematem - wyjść na zewnątrz i już nie wrócić czy znów stać w kilometrowej kolejce do kasy? Ja wybrałam się na targi w sobotę i w niedzielę. W sobotę, w okolicach godziny 13, gdy nastąpiło tłumowe apogeum w końcu się poddałam i wróciłam do domu. Moment w którym przestałam poruszać się samoistnie a zaczęłam płynąć z tłumem uznałam za decydujący. W niedzielę było luźniej i to była chyba główna zaleta. Można było pooddychać.
Patrząc na te tłumy od razu nasuwa się pytanie - skąd zatem stwierdzenie, że Polacy nie czytają? Ja wiem. Tłumy przyszły pooglądać "panów z telewizji". I tak obserwując ludzi byłam ciekawa ileż z nich przyszło faktycznie znaleźć jakieś interesujące książki, upolować jakąś okazję, spotkać się z lubianym, chociaż niszowym autorem. Dla porównania - przy gwiazdach takich jak Piotr Kraśko czy Wojciech Cejrowski, powszechnie znanych szerokim masom z TiWi, ludzie tłoczyli się jak mrówki. Joanna Szczepkowska za to nie miała z kim porozmawiać i siedziała sama. No. To idźmy za tłumem.
Jestem ciekawa "książkowego" debiutu Artura Barcisia i żałuję, że nie byłam w piątek na Targach by go spotkać. Niesamowicie go cenię jako aktora i chętnie sprawdzę, jak sobie radzi z pisaniem ;-) Dwa razy nie udało mi się spotkać Jacka Dehnela (ku czemu miałam okazję w lokalnej bibliotece jakieś dwa lata temu), choć wczoraj byłam nawet dłuższą chwilę przed 12 i już go nie zastałam. Miałam bardzo bardzo ochotę udać się na spotkanie z Gretkowską, ale tłum wypchnął mnie wcześniej i zniechęcił do powrotu. Miałam jeszcze wczoraj w planie spotkać Marka Krajewskiego, ale nie wyszło z powodu wyżej wspomnianego...
Dzisiaj zaplanowałam czas staranniej, chcąc zobaczyć maksymalnie dużo w minimalnym czasie, bo bezcelowe łażenie wśród tylu ludzi mnie niesamowicie wczoraj zmęczyło (nie na tyle jednak, bym zrezygnowała z wycieczki do centrum handlowego z outletami i późniejszego przetranskrybowania 115 zdań) Od razu rzuciła mi się w oczy jakaś gigantyczna, wijąca się kolejka - która, jak podejrzewałam, wiodła do jakiegoś celebryty. O tym się nie przekonałam, bo kolejka zakręciła w prawo, a ja poszłam na wprost, chcąc zobaczyć książki kucharskie wydawnictwa Filo (które wydaje książki Nigelli Lawson, Jamie'go Olivera, ostatnio Sophie Dahl). Za to napotkałam Annę Dereszowską, czytającą dzieciom bajki ;)
Ciekawość czytelników portali plotkarskich zaspokoję stwierdzeniem, że Dereszowska jest bardzo ładną kobietą i całkowicie normalną, bez objawów żadnego celebryckiego skrzywienia na które zapewne wszyscy liczą. Porusza się normalnie bez ochroniarzy, nie zadziera nosa, zakładam że gdyby ją zaczepić i poprosić o autograf stosując podstawowe zasady savoir-vivre'u nie robiłaby z tego żadnego problemu. Dzisiaj to cały splendor padł na Marcina Prokopa i Szymona Hołownię, do których zresztą nie omieszkałam też się ustawić w kolejce. Tutaj następuje kwintesencja i apogeum "telewizyjności i celebryckości" tego wydarzenia - nie jestem pewna, czy marna 1/4 osób stojących w gigantycznej kolejce, zawijającej się początkowo chyba dwukrotnie wokół narożników, miała w ogóle pojęcie że oni coś napisali i że robią cokolwiek poza wyginaniem się przed Foremniak i Chylińską w sobotnie wieczory. Teksty roku to jednak leciały od trzech dziewcząt, na moje oko gimnazjum (o czym upewniłam się potem gdy stwierdziły że mają TAAKI problem z pierwiastkami!) stojących za mną. Ogólnie, umierały z wrażenia że ZARAZ ICH SPOTKAJĄĄ! od momentu gdy ustawiły się w kolejce. A to nastąpiło jakieś 20 minut przed tym, jak w ogóle się pojawili. Z ogólnej ich opowieści wywnioskowałam, że Hołownia stanowi dla nich jakiś niezbyt wiele znaczący dodatek do Prokopa, no tam "se stoi koło niego, nie? i ma jakiś program w religia tiwi" ale szału nie ma. Potem nastąpiły dywagacje - no bo po co one tutaj stoją? No to jakiś tylko podpis jest, nie, takich dwóch facetów co prowadzą Mam Talent, piszą ponoć książki, mają swoje programy i są rozpoznawalni na świecie (przy tym ostatnim mało nie udławiłam się gumą do żucia). W momencie kiedy podeszliśmy na tyle blisko, że byli widoczni z daleka, dziewczęta mało nie pomdlały z wrażenia. "Omójbosze jaką-on-ma-śliczną-koszulę!!! Aaaa, ojesuuu, różową w kratkę! No nieee, cały czas mnie będzie kusiło żeby mu powiedzieć "Ale masz ekstra koszulęę!" " A to tylko nieliczne z wielu równie wspaniałych tekstów. Sami przyznacie. Trudno zachować powagę w takiej sytuacji. Jak już się dostałam (przez kordon panów ochroniarzy, w sumie jak się nasłuchałam tych niecnych planów ataku i pochwał za plecami to się przestałam dziwić - ba, nawet spytałam czy zdarzają się ataki rozhisteryzowanych fanek) do stolika, to nawet udało mi się parę słów z panem Hołownią zamienić. I stwierdzam, że to ciepły i przesympatyczny człowiek ;) Zdjęć żadnych nie mam. No wybaczcie. Za słabe łokcie.
Nie spodziewajcie się tutaj stosu łupów zakupionych na Targach. Bardzo chciałam kupić książkę Sophie Dahl, ale chyba zbyt dużej różnicy cenowej się spodziewałam i jej właściwa "cena targowa" mnie nie porwała na tyle, by kupić ją akurat dziś. Doliczając wstęp na targi, wyszło mi tyle samo jak przy kupnie w Empiku. Dużą różnicę zauważyłam przy Złotej Księdze Czekolady (11zł) i miałam w sumie ochotę ją kupić, ale potem sobie uświadomiłam że przez nadchodzące miesiące raczej dłuuuugo jej nie wykorzystam. Po co ma leżeć odłogiem, skoro za tą cenę mogę kupić Nigellę lub Jamie'go Olivera z ich szybkimi, praktycznymi obiadami. Wychodząc poza tematykę kulinarną, dobrą ofertę drugiego dnia miało stoisko National Geographic, -40% od wystawionej ceny. Tutaj jednak wszystkie tytuły, które chciałam mieć zdążyłam kupić wcześniej, a wśród wystawionych książek nic nie zachwyciło mnie na tyle by natychmiast je kupić. Miałam w ręku autobiografię Agassiego, ale też zrezygnowałam (złotówka różnicy...). Żeby nie było że jestem sknerusem i zrzędą i poszłam na Targi pogapić się na celebrytów (nie zdążyłam na Kasię Cichopek!!!) straciłam wszelkie hamulce jak zobaczyłam trzeci tom 1Q84 i właściwie to kupiłabym tą książkę nawet gdyby ktoś chciał mi ją sprzedać za 80zł. Może ja nie umiem szukać - jeśli ktoś potrafi, niech się ze mną podzieli receptą. Jedyne książki jakie widziałam po 10 zł to modlitewniki i żywoty świętych. A, kupiłam coś jeszcze. Ale tym łupem na razie podzielić się nie mogę ;)
A to...do wypróbowania. Może dzięki św. Hildegardzie poranne wstawanie będzie łatwiejsze ;-)
Pytanie - Czy wybiorę się na targi w przyszłym roku? Ma dla mnie jedną, oczywistą odpowiedź. Oczywiście, że tak.
Pomna tegorocznych doświadczeń, wybiorę się tam jednak w glanach, przewiewnym ubraniu i z własnym aparatem tlenowym.
W takich chwilach żałuję gimnazjalnego wieku.
OdpowiedzUsuńSama przewracałabym oczami słysząc te rozmowy na poziomie. Zresztą-przewracam. Codziennie w szkole.
Wracając jednak do posta, to bardzo podobała mi się relacja. Sama chętnie polowałabym na okazje, stała w kolejce po autograf, a nawet popłynęła z tłumem.
p.s.pożyczam przepis Hildegardy ;).
@Holga, nie przekreślam od razu wszystkich gimnazjalistek :) Są te, które nie pasują do swojej grupy wiekowej i są nadzwyczaj dojrzałe. Są też te z gatunku sikających po nogach na widok Pana Z TiWi. I nic na to nie poradzisz, w końcu to selekcja naturalna ;)
OdpowiedzUsuńArven ciekawa relacja! Sama chętnie odwiedziłabym te targi gdybym mieszkała w bliżej Krakowa.
OdpowiedzUsuńA propos autorów medialnych...
Miałam też okazję kupić książkę Wojciecha Cejrowskiego z autografem na Długiej w Gdańsku w środku lata! Kosztowała przynajmniej o połowę więcej niż w księgarni!
Dlatego choć bardzo chciałabym ją mieć, bo jest skądinąd ciekawą lekturą nie kupiłam. Takie zachowanie nie jest bowiem wcale metodą promocji swoich książek a jedynie formą zarabiania na nich dodatkowych pieniędzy, czego nie rozumiem!
uwielbiam cejrowskiego!
OdpowiedzUsuń